sobota, 1 września 2012

52

Zapalam świece. W pokoju koła zatacza dym z tlących się pręcików waniliowego kadzidła. Mojego ulubionego. Siedzisz na łóżku. Mrugasz do mnie. Jestem pijany, widzisz to dokładnie. Oboje jesteśmy. Liczne kieliszki wina opróżnialiśmy niemal jednocześnie. Jest duszno, a woń wanilii połączona z mnóstwem dymu papierosowego przyprawia o delikatne zawroty głowy. Podchodzę do Ciebie. Powoli i z precyzją chirurga zdejmujesz ze mnie lepiące się do skóry ubrania. Stopniowo odsłaniasz kolejne partie mojego ciała. Cały czas patrzysz mi w oczy. Za każdą odsłoniętą częścią idzie kilka czułych pocałunków, opadających na mnie zupełnie bezwstydnie i miękko. Kiedy ceremonia dobiega końca, stoję przed Tobą zupełnie nago. Możesz przyjrzeć się uważnie i z rozwagą całej mojej fizyczności. Możesz zbadać centymetr po centymetrze kolejne elementy układanki zwanej ciałem ludzkim. Tym razem moim. Wstając, gestem każesz mi zająć swoje miejsce. To moja kolej. Ja jednak, zamiast zrobić to tak jak Ty, po prostu ściągam z Ciebie wszystko co masz na sobie. Siadasz mi na udach, kładziesz dłonie na ramionach i zaczynasz namiętnie mnie całować, przy okazji wodząc palcami od góry do dołu po całym moim rozpalonym ciele. Podnoszę się, biorę Cię na ręce. Zastygamy na chwilę w tej pozycji. Układam Cię na rozbałaganionej pościeli. Przychodzi mi na myśl, że jesteś w tej ulotnej chwili uosobieniem miłości, że cały ten moment jest cielesną i czystą namiętnością. Przyciągasz mnie ramionami do siebie, niemal prosząc spojrzeniem o bliskość. Wtulam się, odczuwając Twoją obecność każdym ze zmysłów. Oplatam Cię nogami i rękami. Z głośników dopływa do nas cicha muzyka, do której ciała, złączone w jedno, wykonują niemy taniec. Poduszki razem z kołdrą spadają na podłogę. Słychać nasze przyspieszone oddechy, bicie dwóch serc. Kochamy się jakby był to nasz ostatni raz. Jakby jutro miało nadejść spodziewane od dawna rozstanie. Jakby ta noc miała się nigdy nie powtórzyć. Podtapiamy się nawzajem falami pocałunków, przytuleń i pieszczot. Jest w tej czułości coś niemal brutalnego. Dogasające świece ustępują miejsca pierwszym promieniom słońca. Leżymy już tylko naprzeciw siebie, patrząc sobie prosto w oczy. Z czułością gładzę Cię po nagim barku. Nagle podnosisz się, sięgasz po paczkę. Wyciągasz ją w moim kierunku wraz z palącą się świecą. W milczeniu wypalamy ostatniego papierosa tego dnia. Usypiamy w swoich ramionach, otuleni i zakochani. Upojeni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz