Myślałem o nim niemalże przez całą drogę powrotną do domu.
Owy stan znikał jedynie wtedy, gdy z głową wspartą o zieloną poduszkę usypiałem
przy szybie. To dziwne, bo przecież zdawać by się mogło, że jest to uczucie
trochę już przedawnione. Opadłe na dno, odrzucone w kąt, przykryte siecią kolejnych
wrażeń. Może to dlatego, że czułem się, z nieznanego powodu, jak w jego
rodzinnych stronach, w których nigdy przecież z nim nie byłem. Tak, to na pewno
dlatego. To na pewno dlatego teraz nie mogę sobie znaleźć miejsca. Widzisz,
jednak potwierdza się moje dawne stwierdzenie. Uczucia nie znikają, a zwłaszcza
te najsilniejsze. Potrafią jedynie schować się w najciemniejszych zakamarkach i
najgłębszych czeluściach naszego nigdy do końca niezbadanego, metafizycznego
serca. Jeśli kocham, naprawdę kocham Cię dziś, na łożu śmierci będę mógł
powiedzieć, że kocham, naprawdę kocham Cię nadal. To nigdy nie znika z nas w
całości.
Jestem z powrotem w domu. W miejscu, do którego jakąś
częścią siebie będę należał już zawsze. Są to te aspekty życia na Ziemi,
których, powiedziałbym na szczęście, nie zostało nam dane samemu wybierać. I to
jest piękne.